Tak jak nie szata zdobi człowieka, tak samo nie etykieta świadczy o zawartości butelki. Niektórzy przeszli jednak samych siebie tworząc kreacje w najlepszym przypadku powodujące lekki uśmieszek na twarzy, a w gorszym budzące wręcz odrazę, przez co zniechęcające do sięgnięcia po piwo z półki sklepowej. Podejrzewam, że powody takiego stanu rzeczy są dwa: działanie na głębokim haju, albo zbyt duża wiara w siebie, bo gdy nie ma się umiejętności, stworzenie przyzwoitego labelu powinno się zlecić komuś kto je ma. Zaczynamy od miejsca 10!
10. ABBEY BEVERAGE CO.
To mały browar przyklasztorny, położony na pustyni gdzieś w Nowym Meksyku. Warzą tam w piwnicach Monastery of Christ in the Desert tylko piwa belgijskie . Tu niby nie ma tragedii, ale jak już tak ładnie w fotoszopie wstawili na etykietę wizerunek mnicha, to mogliby postarać się lepiej o resztę. Nudne jak życie zakonnika!
9. Birra Dalla Storia aka Menabrea 1846
Piwna historia na etykietach czyli pomysł włoskiego browaru produkującego szczyny na podbicie sprzedaży. Oprócz buziek postaci takich jak Napoleon, Jan Paweł II czy Bob Marley, etykiety szpecą brzydkie gęby takich złoczyńców jak Hitler, Mussolini i Che Guevara. Stalina nie widziałem, ale z nim Menabrea 1846 awansowałaby o jedno oczko. Podobne portrety dostępne też są na winach i już nie wiem kto pierwszy wpadł na ten pomysł.
8. Fallen Angel Brewery
Ten angielski mikrobrowar ma w swoim portfolio około 30 piw i tyle samo brzydkich etykiet często przyciągających wzrok gołymi dupami. Aha, piwa szału też ponoć nie robią.
7. Polskie etykiety z czasów PRL
Owszem było w tamtych czasach dużo labeli będących szczytem socjalistycznego dizajnu, i jest to nawet temat na osobny wpis, ale zdarzały się też etykiety popełniane przez panią Krystynę z księgowości. Oto niektóre z nich:
6. Laughing Dog Brewing
Ojojoj. Jadą po bandzie. W logo tego amerykańskiego browaru rzemieślniczego figuruje pies Ben, który prowadząc zdrowy tryb życia i lubiąc dobre jedzenie inspiruje właścicieli, państwo Colby. Ciekawe tylko, kto ich będzie inspirował gdy Ben zejdzie? Wracając jednak do samego browaru, to 10 z 15 piw warzonych w nim, jak zapewniają na stronie, wygrało nagrodę. Very nice! A etykiety…tak brzydkie, że aż śmieszne. Kwaśne jakieś.
5. Weyerbacher
Kolejny przykład realizacji narkotycznych wizji i kiczowatych zapędów połączonych w jedną całość w paintcie. Weyerbacher to mikrobrowar (jak na standardy amerykańskie) z Easton w Pensylwanii, który z roku na rok zwiększa sprzedaż. Idzie im dobrze. Słynny jest z mocno alkoholowych piw o głębokim smaku. Produkuje ich całą gamę i na ogół cieszą się one pozytywnym odbiorem klientów. Etykiety zapewne mniej…
4. UptownGirl Beer
Jak widać, jest UptownGirl Beer jest zabawa, i to na bogato! Dobre jest to, że żadna z nich, podczas trwania powyższej reklamówki, nawet nie zamoczy ust w tym trunku. Szkoda błyszczyka pewnie. Powinni im rurki wsadzić. W sumie to jednak wyciągam plusy z tego wszystkiego; browar z Wisconsin oferuje piwo dla imprezowiczek jako alternatywę dla drinków. Tylko czy np. taki wynalazek jak Strawberry Blonde Ale z 4% alko jest piwem z prawdziwego zdarzenia? Od czegoś trzeba jednak zacząć. Miejmy nadzieję, że dziewczyny skończą na RISach i Barley Winach. Labele za to czystą poezją są!
„Cool to the last drop” Nic dziwnego skoro tylko 0,2l 😀
3. Browar Edi
Nie zawiodłem Was. Jest i spółdzielnia mleczarska Edi! Etykiety tak samo niesmaczne jak piwa, które robią. Typowo jabolowe. Gdyby nie ta pani z kucykami, drugie miejsce byłoby pewne, a tak to tylko jest najniższe podium 😉
2. Pinta
Na szczęście chodzi tu o stare ety (choć nowe są nudne, że aż mdli). Dla mnie jest to coś niewiarygodnie ohydnego. Nieprawdopodobnego wręcz. Nie wierzyłem własnym oczom gdy pierwszy raz ujrzałem piwa z Pinty, i nie wierzę do dziś, że coś takiego można było przykleić na butelkę piwa. Na dodatek za projekt odpowiedzialny jest artysta (!) gruzińskiego pochodzenia. Nie powiem jaki, można wygooglać. Toż to dzieci mają więcej zmysłu twórczego i polotu. Fu fu fu.
And The Winner is…
1. Artezan
To już nie jest nieporozumienie. To jest kpina z klienta. Etykieta z Brown Portera wymiata! Miała być ona ponoć zastępczą, i nie wiem, czy tak szybko im piwo zeszło, że nie zdążyli zrobić zamiennika, czy olali sprawę skoro i tak wszystko leci na pniu. Przypominam, że nawet za komuny etykiety zastępcze drukowali na kolorowym papierze jak widać wyżej 😉 Na szczęście ptaszki ćwierkają o podjęciu współpracy z profesjonalistami. Oby, bo piwa panowie robią naprawdę dobre.
Bravo bravissimo!
Na koniec dla wszystkich hejterów, którzy gdzieś mają etykiety, twierdzą, że to element nie mający wpływu na nic, mały przekaz od PiwoHejt.pl!
Zastanówcie się jeszcze raz czy liczy się tylko wnętrze 😉
Bardzo się ubawiłem, oglądając te koszmarki i czytając komentarze – fajna robota, z humorem i dystansem, jak przystoi piwu. Zgadzam się z ocenami i werdyktem. Jedyne, z czym polemizowałbym, to chyba zbyt surowa opinia o PRL-owskich etykietach (poz. 7). Prawda, ubogość kole, ale w gruncie rzeczy mieszczą się w ówczesnych kanonach minimalizmu i modernizmu, a czcionka trzyma swój fason i koncept. Jedyne, co bym zarzucił, to że mogłyby równie dobrze informować o szamponie lub wazelinie – poza tekstem, brak związku etykiety z produktem (piwem).