Wildeman Farmhouse IPA to piwo o belgijskim rodowodzie, w stylu Saison . Jak podają źródła historyczne trunek ten był warzony na farmach w zimniejsze miesiące, by potem w letnie upały robotnicy rolni mogli mieć orzeźwiający napój, który z początku miał około 3-3,5 % alko. Dziś jego poziom dochodzi do nawet ponad 8 %, a niektóre amerykańskie browary fermentują swoje Farmhouse Ejle w temperaturze często przekraczającej 30 stopni Celsjusza. Nieźle! Piwowarzy z Flying Doga nie byliby sobą gdyby nie uwarzyli Wildemana na modłę amerykańską. Nadali magiczne trzy literki IPA nie tylko w celach marketingowych, ale również by zaznaczyć ekstremalność piwa w porównaniu z tradycyjnymi Saisonami produkowanymi w Europie. Świadczy o tym chociażby poziom goryczki, który ponoć wynosi 75 IBU…
Piana bardzo obfita, ale jednak mało trwała. Ilość zapachów powala; przede wszystkim estry, pomarańcze itp., podbite przez chmielowe cytrusy. Dalej przebijają się przyprawy pochodzące albo od fenoli wyprodukowanych przez drożdże, albo od zastosowania prawdziwych dodatków ziołowych. Podejrzewam, że od tego i od tego. Czuć jeszcze delikatnie zapach słodu na dodatek. W smaku rześkie, owocowe, kwaskowate, pieprzowo pikantne z lekkim słodowym tłem. Goryczka rzeczywiście wysoka, ale chyba mniejsza niż te obiecane 75 IBU. Razem z kwaskowatością daje na finiszu cierpkość pożądaną w tym stylu.
Piwo jest bardzo złożone, zarówno w smaku jak i zapachu. Trzeba jednak być miłośnikiem belgijskich piw by się podniecać całą tą feerią barw. Dać takie laikowi to pomyśli pewnie, że jest zepsute. Ja za belgami nie przepadam, nie raz już o tym wspominałem. Wildeman Farmhouse IPA jednak na tyle mnie zaintrygował, że chyba zacznę patrzeć na belgijskie perfumy przychylniejszym okiem.
Browar: Flying Dog
Nazwa: Wildeman Farmhouse IPA
Ekstrakt: ???
Alkohol: 7,5%
Ocena: 6/10 (niezłe)