Spotkanie rozpoczęło się o 15.00 we wrocławskim Zakładzie Usług Piwnych. Dwudziestu piwowarów domowych, w znacznej mierze „świeżaków” wspólnie zasiadło do stołu, by ocenić wybrane piwa. Padło na dwa lagery wiedeńskie, brown ale, monachijskie ciemne i sweet stouta. Piwa dupy nie urwały, obecne były mniejsze bądź większe wady wspólnie zdemaskowane, ale bez przesady; wszystko było zdecydowanie pijalne w przeciwieństwie do niektórych piw kupionych później za barem…
Po sędziowskich zabawach nadszedł czas na część nieoficjalną eventu polegającą na wypiciu pozostałych butelek przyniesionych do pubu. Pojawiły się nawet dwie sztuki z pięknym zakażeniem, za co podziękowania za tak świetny materiał edukacyjny. Rozmowom i recenzjom nie było końca, atmosfera z minuty na minutę robiła się coraz luźniejsza. Gdy wszystko zostało już wypite, a ludzie niedopici, przyszła pora ruszyć na bar – i tu zaliczyłem tzw. zonk. Primator 11 to niebotyczna maślanka. Poziom diacetylu był zbliżony do tego z Lwówka wiedeńskiego z partii będącej do kupienia na przełomie listopada i grudnia. Kto go pił albo śledzi browar.biz wie o czym mowa. Doszły mnie słuchy, iż podobnie jest z Augustiańskim z Widawy, nie odważyłem się jednak przekonać organoleptycznie, za to Primatora zamieniłem na Sweet Cow z AleBrowaru. Piany nie uświadczyłem, a w smaku ulepek. Ja wiem, że laktozy dodano dużo więcej niż „nakazuje sztuka”, ale wydaje mi się, że jednak panowie trochę przesadzili. Z tego co pamiętam, premierowe wydanie tego piwa w wersji butelkowej podeszło mi zdecydowanie lepiej. Czy to była najnowsza warka, która ma niby być bardziej wytrawna? Stwierdziłem, że trzeba już zawijać do domu… 😉
Na koniec wielkie podziękowania dla organizatorki tak zacnego spotkania, czyli Marusi. Chcemy więcej!
Dzięki uprzejmości Pawła, kilka fotek ze spotkania.
Piłem tego Primatora parę tygodni temu i miałem to samo. Za to Augustiańskie jest w porządku, choć nic nadzwyczajnego.
Czyli widać, że to nie jest jednorazowy wybryk jednak…